Grupa MoCarta w Czarnkowie 2023
3 lutego piątek na scenie czarnkowskiego kina z koncertem "Wśród gwiazd" wystąpiła znana w Polsce i niemal na całym świcie grupa MoCarta. Widzowie, którzy zasiedli przed sceną, nie byli zawiedzeni. Spektakl muzyczny był w stanie zaspokoić najbardziej wymagające gusta. Równie zajmująca okazała się rozmowa późniejsza rozmowa.
Zespół istnieje i z powodzeniem występuje od dwudziestu siedmiu lat. "Jesteśmy na przekór dostojnej powadze sal koncertowych, na przekór nużącej codzienności życia muzyków, na przekór zaprzysięgłym melomanom i na przekór fanom rocka, rapu czy muzyki pop, którzy boją się klasyki jak ognia. Traktujemy naszą Matkę Muzykę z żartobliwą ironią i jesteśmy pewni, że się nie obrazi" - mówił zmarły przed kilku laty współzałożyciel grupy Artur Renion. Słowa te znakomicie odzwierciedlają sens i atmosferę występów zespołu. Nie inaczej było w Czarnkowie. MoCarta wśród gwiazd to nowy program, w którym Filip Jaślar, Michał Sikorski, Paweł Kowaluk i Bolesław Błaszczyk prezentują się z plejadą najbardziej znanych artystów na świecie. Kwartet usłyszeć można w towarzystwie piosenek Elvisa Presleya, The Beatles, The Rolling Stones, Otisa Reddinga. Nie zabrakło też polskich gwiazd. We wspomnieniach przewinęli się Artur Andrus, Zbigniew Wodecki, Zenek Martyniuk i gitarzysta jazzowy Marek Napiórkowski z improwizacją do symfonii Bethovena. Spektakl, oprócz muzyki, zawierał edukacyjne filmiki przedstawiające w żartobliwy sposób historię muzyki od renesansu po współczesność. Wystąpili w nich kolejno wszyscy członkowie grupy MoCarta.
Po występie można było zaopatrzyć się w płyty i książkę pt. "Jak to się stało? Czyli historia frak'n'rolla. Jak pisze recenzent - "Jest to historia kwartetu smyczkowego, krzewiącego muzykę klasyczną w formie rozrywkowej... wspomnieniowa dyskusja, nasycona anegdotami i tekstami piosenek. Przeplatają ją wątki prywatne, indywidualne, z okresów rodzinnych, edukacyjnych, zawodowych... Książka o medialnych transformacjach i ludziach kultury. O rozrywce i ciężkiej pracy, przekuwanej stopniowo w zawodową radość i sukces. To także muśnięcie różnych klimatów: "tramwajowo - muzycznej" Łodzi, poznańskiego blokowiska, gwarnej Pragi, tętniącego robotniczym życiem Grochowa. Warto ją kupić, bo jest taka jak członkowie".
Wasze koncerty są pełne zagadek. Czy czarnkowianie znają się na muzyce?
- Czarnkowianie świetnie znają muzykę, tak poważną, jak i rozrywkową. Potwierdzały to żywe reakcje. Byliśmy miło zaskoczeni pełną salą. To bardzo sympatyczne, że mieszkańcy tak licznie odpowiedzieli na nasze zaproszenie. Odbiór i wzajemne zrozumienie były wspaniałe. Taka publiczność to marzenie każdego wykonawcy. Jesteście muzykalni, i co należy szczególnie podkreślić, bardzo wrażliwi. Grało nam się bardzo dobrze.
Nieoczekiwany występ Pani Moniki na scenie był wcześniej uzgodniony?
- Nie, absolutnie nie! A tak to wyglądało? Bo to by nas zmartwiło. Wybór był spontaniczny. Pani Monika była zaskoczona nie mniej niż my. W roli gwiazdy spełniła się znakomicie. Tym bardziej, że nie było to takie łatwe.
Filip Jaślar zdradził podczas występu, że ma jakieś związki z Wielkopolską…
- Zgadza się. Wychowałem się w pobliskim Poznaniu. Jak miałem roczek to rodzice się tutaj przeprowadzili. Mój Tato, absolwent AWF, poznał się z Zenonem Laskowikiem i związał z nim zawodowo. Przyjaźnią się do dziś i współpracują. Mieszkałem na osiedlach Przyjaźni i Chrobrego, uczyłem się w liceum na Solnej. To miasto jest mi więc bardzo bliskie. W Czarnkowie jestem jednak pierwszy raz.
Zrozumienie z publicznością w Czarnkowie jest oczywiste. Ale nie jest Wam obca też Azja czy Ameryka. Jak komunikujecie się z zagraniczną widownią?
- Różnie z tym bywa. Czasem jest lepiej, czasem gorzej. Muzyka oczywiście broni się sama, ale żarty słowne sprawiają niekiedy problem. Tak bywało w Chinach, w małych miasteczkach, które mogą liczyć w tym kraju 40 milionów mieszkańców. Trudno wtedy "sprzedać" europejskie żarty i europejską kulturę, muzykę. Poczucie humoru jest jednak na całym świecie podobne. Zawsze bronią się tak zwane "kocie żarty", czyli ruch i mimika. Z tego śmieją się wszyscy. Muzyka i humor są dobrze widziane na każdym kontynencie i w każdym towarzystwie. Uśmiech, a nawet łzy wzruszenia, udaje się wywołać u każdej publiczności, to tylko kwestia wzajemnego porozumienia.
Uczestniczycie w licytacji Wielkiej Orkiestry Jurka Owsiaka jako darczyńcy. Jak to wygląda?
- Co roku wspieramy Wielką Orkiestrę. Tym razem na licytację wystawiliśmy utwór specjalny. Muzykę napisał Fryderyk Chopin, a my dla zwycięzcy napiszemy tekst zgodnie z jego życzeniem. Oczywiście z życzeniem zwycięzcy, nie Chopina. Może to być rocznica ślubu, urodziny, czy inna okolicznościowa dedykacja. Powstanie krótki filmik, na którym wyśpiewamy te życzenia i wręczymy zwycięzcy. Zaczęliśmy od stu złotych, obecnie (03 lutego) jest już ponad trzy tysiące. Mamy nadzieję na jak największą kwotę. Cel jest szczytny. Mamy piękne inicjatywy w Polsce. Bardzo wzruszyła nas reakcja na kłopoty naszych braci Ukraińców. Łączą nas wspaniałe odruchy serca.
Nie jest Wam żal kariery w wielkich orkiestrach? Udziału w ważnych konkursach?
- Mówiliśmy o tym podczas występu. Oj, nie uważał pan! Na konkurs skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego jesteśmy już za starzy. Nigdy nie myśleliśmy o tak wysokich progach instrumentalnych. Byliśmy przyzwoitymi, solidnymi studentami Akademii Muzycznej w Łodzi i Warszawie. I to nasze wirtuozerskie ambicje zaspakajało. Ślad konkursu Henryka Wieniawskiego pozostał jednak u Filipa, którego skrzypce pochodzą z tego konkursu. Filip Jaślar - Prawda, kiedy dostałem się na Akademię Muzyczną, moje licealne skrzypce okazały się za słabe. Profesor zalecił kupno lepszego instrumentu. I taki udało się wybrać podczas konkursu lutniczego Henryka Wieniawskiego. Kupiono mi skrzypce pochodzące z III etapu konkursu. Nie poszedłem jednak drogą wirtuozerskiej kariery, dzięki temu bawimy się muzyką wspólnie z przyjaciółmi do dziś.
Nowością w Waszej twórczości jest książka. Opowiedzcie o niej.
- Tytuł mówi sam za siebie "Jak to się stało? Czyli historia frak'n'rolla. Autobiografia Grupy MoCarta". Nie mamy do niej specjalnego dystansu, sami ją pisaliśmy i współtworzyliśmy. Z informacji jakie do nas docierają, książka się broni, bo można ją zacząć czytać w dowolnym miejscu. Można przestać i rozpocząć w każdym innym miejscu. Rozdziały dzielą nasze historie. Opowiadają nie tylko o tym, jak narodziła się nasza grupa i jakie miała przygody, ale też o tym jak psychicznie do grupy MoCarta dorośliśmy. Jest tam sporo wiedzy, humoru i nostalgii. Pisząc tą książkę sami dowiedzieliśmy się wiele o nas samych.
Na koniec może dedykacja dla czarnkowian?
Chór na 4 głosy - "Mieszkańców Czarnkowa serdecznie pozdrawia! Grupa MoCarta!
Piotr Keil
Dodaj komentarz
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!