Babę zesłał Bóg 2024
7 grudnia 2024 roku Miejskie Centrum Kultury w Czarnkowie do kina "Światowid" zesłało Renatę Przemyk. Artystka z trzyosobowym zespołem zaprezentowała energetyczny spektakl z muzyką, którą wcześniej oklaskiwano na koncertach w całym kraju. U nas nie było inaczej.
Urodziła się w Bielsku - Białej i tam zdała maturę. Później studiowała bohemistykę na Uniwersytecie Śląskim. Zaczęła śpiewać jako nastolatka. Prawdziwą karierę rozpoczęła na początku lat dziewięćdziesiątych wydając płyty: "Mało zdolna szansonistka" (1992), "Tylko kobieta" (1994), "Andergrant" (1996), "Hormon" (1999), "Blizna" (2001) i "Balladyna" (2002) z muzyką do spektaklu w reżyserii Jana Machulskiego. W 2003 roku ukazała się płyta zatytułowana "The best of" zawierająca zaśpiewany w duecie z Kasią Nosowską utwór "Kochana", który stał się wielkim przebojem. W kolejnych latach Renata Przymyk udzielała się jako kompozytorka muzyki do wielu spektakli teatralnych. Większość jej płyt uzyskało status złotych, głównie za artystyczną indywidualność. Oklaskiwała ją publiczność we Francji, Nowym Yorku, Niemczech, Anglii, Irlandii i Luksemburgu. Współpracowała z wieloma artystami: Pidżama Porno, Strachy Na Lachy, Katarzyna Nosowska, Ania Rusowicz, Gaba Kulka, Czesław Mozil, Maria Peszek, Anja Orthodox. W jej muzyce trudno znaleźć granice. Jest gotowa na niemal wszystko. Dynamika przenika się z melancholią, alt z basem, wzruszenie z gniewem, ironia z refleksją. Każda jej kolejna płyta jest diametralnie inna. Trudno się więc dziwić, że w rankingu czasopism Polityka i Wprost znalazła się w setce najwybitniejszych artystów XX wieku.
Do Czarnkowa przyjechała z koncertem zatytułowanym "Babę zesłał Bóg". Renata Przemyk nie ukrywa, że prawa kobiet nie są jej obce. Jednak jej piosenki to nie protest songi. Pilnie obserwuje życie i jego obrazki przekłada na muzykę i teksty. Jak bardzo różnorodna i niekonwencjonalna jest jej praca można było przekonać się podczas koncertu. W kinowym foyer wyszło na jaw, jak ciekawą jest też rozmówczynią.
Skąd w pani życiu wzięła się bohemistyka?
- To był kolejny etap w drodze do dojrzałości. Po ukończeniu liceum ekonomicznego nie miałam sprecyzowanych zainteresowań. Drogą eliminacji starałam się obliczyć, gdzie jest moja największa szansa na podjęcie studiów. Celowałam w kierunek humanistyczny. Slawistyka okazałą się bardzo rozwijającym studentów kierunkiem. Nie żałuję do dziś tej decyzji. Uniwersytet Śląski dał mi szansę nie tylko na edukację, ale także na rozwój w sensie poznawczym, towarzyskim, społecznym. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych pojawiła się potrzeba poznawania rzeczy spoza naszych granic. Byliśmy wtedy ideowi, poszukujący i zintegrowani. Dotyczyło to także muzyki, książki, filmu. Te czasy mnie wychowały. Dziś wszystko jest w zasięgu ręki, bez wysiłku. Studia były doskonałą trampoliną do wejścia w dorosłe życie.
Czy da się śpiewać po czesku?
- Da się, ale wolę po polsku. Czeska muzyka jest bardzo ciekawa, a także inspirująca. Jest taka piosenkarka Raduza, prawdziwe nazwisko Radka Urbanová, autorka tekstów, kompozytorka, akordeonistka i gitarzystka. Oprócz komponowania własnych utworów, pisze również muzykę do sztuk teatralnych i prowadzi badania muzyki ludowej różnych narodów europejskich. Uwielbiam ją. Kultura Czech jest bardzo bogata. To nie tylko Karel Gott i Helena Vondrackova.
W pani życiu pojawił się także teatr...
- Grałam w teatrze jako dziecko. To było dla mnie zawsze magiczne miejsce, do którego mnie ciągnęło. W 2002 roku dostałam propozycję napisania muzyki do spektaklu Balladyna w Teatrze Bałtyckim w Koszalinie w reżyserii Jana Machulskiego. Skorzystałam z niej. Po tym sukcesie zaczęły pojawiać się nowe propozycje, które chętnie przyjmowałam. W sumie mam na koncie dziesięć spektakli muzycznych. Za jeden zorganizowany w teatrze w Krakowie otrzymałam nagrodę. Pandemia nieco zatrzymała życie teatralne, jednak ten rodzaj sztuki się odbudowuje. Mam nadzieję, że w przyszłości także z moim udziałem.
Śpiewała pani dzisiaj piosenkę "Babę zesłał Bóg". Czy to znaczy, że mężczyznę zesłał diabeł? Jest pani zagorzałą feministką?
- Zagorzałą nie, ale kiedy jest mało sprawiedliwości, rodzi się zawsze potrzeba naprawy. Przed trzydziestu laty, kiedy dorastałam, panowało przekonanie, że dziewczynom wolno mniej. Stereotypy, schematy, ograniczenia były bardzo widoczne. Nie czułam się wtedy zbyt pewnie. Nie wszystko było mi wolno. Chodzi tylko o sprawiedliwość, o to, żeby kobiety były równo traktowane. Miały także dostęp do funkcji zarezerwowanych dla mężczyzn. Jestem wierząca. Bóg stworzył kobiety i mężczyzn bez podziału na lepszych i gorszych. W tej piosence śpiewam o kobietach z mojego punktu widzenia. Każdy mężczyzna może to zrobić z innej perspektywy. Nie jestem wrogiem mężczyzn. Pracuję ze wspaniałym, męskim zespołem muzyków. Staram się otaczać dobrymi ludźmi bez względu na ich płeć.
Podczas dzisiejszego koncertu nawiązywała pani do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Są dla pani ważne?
- Były i są zawsze bardzo ważne. W Polsce i na świecie coraz częściej wygrywa komercyjne podejście do świąt. I to nie tylko tych nadchodzących. Dla mnie jest to czas rodzinny. Jest szansa, aby pobyć razem, zauważyć się, porozmawiać i dostrzec prawdziwe więzi jakie nas łączą. To czas, kiedy można powygładzać spory, coś przebaczyć i nauczyć się odnosić do siebie z szacunkiem. Moje święta były zawsze rodzinne. W tym roku jadę do mojej chorej mamy, która już nas nie poznaje. Będziemy z nią, bo nie wiadomo ile wspólnego czasu nam pozostało. Trzeba szczególnie w tym czasie pamiętać o życzliwości, miłości i przemijaniu.
Swój dzisiejszy dom ma pani na wsi, z dala od kultury, pracy, ludzi. Dlaczego?
- Całe moje dzieciństwo spędziłam w miejskim bloku, w małym mieszkanku bez własnej przestrzeni. I może dlatego od zawsze zamarzyłam o zawodzie leśnika. Chciałam żyć blisko natury i mieć tak zwany święty spokój. Jestem typem introwertyka. Potrzebuję swojego miejsca i czasu dla siebie. Przed laty udało się spełnić marzenie. Powstał mały domek pod Wieliczką, gdzie mogę czuć się tak jak lubię. Jest kawałek własnej ziemi, ogród i sad, gdzie mam posadzone około dwieście drzew. Przez dwadzieścia lat widać już efekty pracy. Wszystko pięknie wyrosło, jest prościutki dom z werandą i kominkiem. Mam tutaj ciepło, bliskich ludzi i ukochany święty spokój. Dom ma też praktyczne znaczenie, bo kiedy głośno pracuję nie przeszkadzam sąsiadom.
Czego chciałaby pani życzyć naszym czytelnikom na święta?
- W pierwszej kolejności zdrowia, bo ono jest naprawdę ważne, a także miłości i radości we wszelkich odmianach. A także bliskich, mądrych osób wokół siebie. Miejmy zgodne, spokojne święta. Dostrzegajmy w tym czasie wyłącznie swoje dobre strony. Nie kłóćmy się, nie pozwólmy się poróżnić ani podzielić. Więzi, spokój, zdrowie i bezpieczeństwo są najważniejsze.
Piotr Keil
Dodaj komentarz
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!